W krainie deszczowców

W sobotni ranek w umówionym miejscu spotkało się dziewięciu spremedytowanych facetów. Pochmurny, przesycony mżawką poranek nie był w stanie odwieść ich od realizacji pomysłu, który wydawał sie być absurdalnym. Bez zbędnych ceregieli podali sobie dłonie w geście powitania by następnie zasiąść w niemieckich maszynach (niektórzy twierdzą, że rzeczy dzielą się na złe i niemieckie). Pojazdy pruły przestrzeń, przedzierając się przez mgły i fale deszczu. Żaden nie odmówił posłuszeństwa w stopniu uniemżliwiającym prucie (w merolu zdezerterowała instalacja gazowa- niektórzy twierdzą że przez to że nie była niemiecka). Morale facetów było wysokie, nikt nie dał hasła do odwrotu np. pod dach Boulder Cave.

Dotarli na miejsce! Skały Helfstyna lśniły od wilgoci.

Brak tarcia stał się faktem. Istny sen wariata!!! ( rajbung po nietrciowych płytach). W skupieniu podeszli pod skały. Wymienili spojrzenia… Tylko jeden z nich przypominający posturą i charakterem zakonnika z ekipy Robin Hooda głośno okazywał zachwyt. Jego szaleństwo nie znalazło chwilowo zrozumienia wsród pozostałych. Naradzili się! Podeszli oslizgłym zboczem pod inną grupę skał. Zauważyli!!! Trzy drogi były w miarę suche. To był znak!!! Postanowili się wspinać, wiedząc że każdy ruch może okazać się wielką przygodą. I tak też było. Z biegiem czasu czuwająca nad nimi opatrzność suszyła wiatrem skały. Niemozliwe stawało się faktem. Przez otwór zwany „oknem” wdarli się na kolejne piętro by wspiąć sie po pięknych suchych drogach. A jedak nawet rajbungi za czeskie VI były w tym dniu do poprowadzenia. Jednak każde szczęście jest limitowane. Gdy nasycili się juz trochę wspinaniem spadł deszcz. Odeszli ze skał do pojazdów. Zadowoleni ze zrobienia tego, co rano wydawało się być nierealnym, wrócili do domów wiedząc, że czasami warto robić coś, co dla innych totalnie nie ma sensu.

Wspinali się: Daniel Malisz, Adam Hampel, Grzegorz Hampel, Wojtek Mitręga, Kolumb, Macek Wawryszuk, Piotr Bartecki, Tomek Kaptur i Darek Kaptur.