Ten nieuchwytny(?) obłęd

Ten nieuchwytny(?) obłęd Materiał przesłany przez Adama to relacja z dni 27-28.08.2009 r. Z pozoru zwykły wyjazd zrelacjonował tak, że musiałem dodać tytuł od siebie. Warto to przeczytać by zrozumieć, że bogowie tworząc wspinaczy działali w szaleństwie, lub wykazali się wielkim poczuciem humoru. Bo czym jest gonienie nieuchwytnego w ciągłym zmęczeniu, chwilach zwątpienia, eksplozjach radości, obcowaniu z naturą, atawiźmie i wszystkim innym w nie dającym przepustki do normalności świecie.

Darek Kaptur

„chwile ulotne chwytam jak sygnał satelita” PFK

– (…) aha czy bilet do Zawiercia zawiera klauzulę zwrotu pieniędzy w razie niewykorzystania w ustalonym terminie? – Hmmy???

Ale przyszła jak obiecała i pojechaliśmy. Słońce, rower, ja w roli przewodnika po Podlesicach, Mirowie i Bobolicach. Wykopaliska archeologiczne, zlot zabytkowych samochodów na zamku u Laseckiego. Chlapanie nad źródełkiem i w zalewie. Wakacje. (27 i 28.08.) Padało, padało, padało… obserwowałem to z werandy Gościńca Jurajskiego.

A.K. przyjechał ze świeżo zakupionym crashem i postanowiliśmy go wypróbować na przewieszkach Sadku.

Samochód zostawiliśmy przy skrzyżowaniu drogi 792 i Szlaku Orlich Gniazd (czerwony). Na parkingu przy jaskini festyn, na który nikt się nie wybierał aczkolwiek sprzedawcy pracowicie rozstawiali swoje kramy i przepędzali za pomocą uroczej dziewczynki, chcących tam zostawić pojazdy. Na Zborowie spustoszenie w lesie wyrządzone przez drwali i stado kóz skubiących poszycie wokół sterczących pieńków. Po dotarciu na miejsce zajęliśmy mniejszą grotę rozrzucając na jej powierzchni swoje zabawki. Grotę większą zasiedlili inni jaskiniowcy urządzając w niej palenie ognia, buldering, slacklining, biwak. Całość obrazu dopełniało szczekanie posokowca bawarskiego. Przyjechał Marcin W. z dziewczyną i gościnnie użyczyliśmy im dachu oraz chwytów. Po kilku godzinach kompletowania przechwytów (bo czymże jest bulderzenie) nabraliśmy cech rasowego jaskiniowca; początki obłędu w oczach, błoto i magnezja na ubraniu, obolałe łabądki i pocharatane dłonie. Wieczorny powrót do Wolbromia. Kino domowe i nocleg. (29.08.)

Następny dzień, następny cel – płyta Sasa na Dupie Słonia.

Warunki bajkowe – słoneczko, szemrzący strumyk, hektary białego wapienia i … obóz wspinaczkowy na całej powierzchni skały. Szybka decyzja – jedziemy do Jerzmanowic na Słoneczne Skały. Łoimy na rozgrzewkę Filar Ostatniej, który po kolei na przedostatniej wpince nas zrzuca. Przystawimy się jeszcze raz, i jeszcze raz. Potem przenosimy się na Dziewczęce Pazurki, linię z jednym ustawieniowym miejscem, nie sprawiającym zbyt wielkich kłopotów. Justyna (dziewczyna Wyka) prowadzi >drogę przez środek płyty< na sąsiedniej Dziewczynce. Posokowiec gania po łące i znosi nam półżywe myszy wygrzebane z ziemi. Przenosimy się wgłąb rejonu na III Cyrk i prowadzimy Komu Bije Dzwon . Justyna natomiast Schody. Pożegnanie i powrót – kolejny element mozaikowego krajobrazu tych kilku dni na Jurze.(30.08.)