Łutowiec

Był pochmurny i zarazem ciepły poranek 27.06.2009 A.D.,kiedy wraz z Darkiem zasiedliśmy do rączego Forda i nie bacząc na wątpliwe warunki pogodowe,przy d�więkach The Gathering, podążyliśmy ku nowej przygodzie. Celem wyprawy docelowo miały być Podlesice,lecz jak się wkrótce okazało aura zaczęła coraz bardziej okazywać antypatię w postaci lekko zacinającego deszczu, więc aby nasza podróż nie stała się bezowocna,po krótkiej naradzie,skierowaliśmy się w stronę Łutowca,gdzie mieliśmy nadzieję zastać bardziej przychylne warunki. Ku naszej uciesze,drobno padający deszcz przestał nas prześladować,a przebijające przez chmury słońce i ogólna,dość wysoka,temperatura szybko osuszyły skały,które przybyliśmy eksplorować.Wybór padł na Ule i Słonia,jako potencjalnie najbardziej suche formy w skupisku łutowskim.Jako,że nie bardzo wierzylismy w długofalowość pogody bez opadów,czym prędzej wydobyliśmy szpej i wzięliśmy się do działania.Pierwszą z dróg – Wielbiciela Orłów – poprowadził Darek.Z racji posiadanego doświadczenia poszło mu bezproblemowo. Po powrocie na ziemię przyszła kolej na mnie.Po opatentowaniu drogi na wędkę,postanowiłem poprowadzić ją,gdyż wydała mi się interesująca i w zasięgu moich możliwości. Jak postanowiłem tak zrobiłem,jednak nie było mi dane dokonać tego w pierwszej próbie. Aby się lepiej zrestować przed kolejną próbą,przeszliśmy na prawo pod Słonia,gdzie Darek upatrzył sobie Poemat Jąkały.

Ponieważ dolna część skały w tym miejscu była dość wilgotna, start drogi był dość czujny,dalej już wymagane było wykonanie sekwencji długich ruchów i wytrzymanie ciągu,z czym, po krótkich przymiarkach,poradził sobie mój towarzysz.Tuż po Darku na teren działań wkroczyła grupka wspinaczy, aby także poczuć zadowolenie z przebycia Poematu Jąkały. Czy im się to udało?-nie wiadomo,bo sami udaliśmy się pod Ule – przyszedł czas na drugą próbę Wielbiciela Orłów. Wziąwszy sobie do serca rady instruktora,ruszyłem i niespodziewanie szybko znalazłem się przed ostatnim punktem,znajdującym się powyżej trudności drogi, tym razem jednak misja zakończyła się pełnym powodzeniem – droga została poprowadzona.Przy tak zwiększonym morale,postanowiliśmy jeszcze coś załoić,korzystając z dobrodziejstw natury.Ponownie podeszliśmy ku sąsiedniej skale i tam Darek zabrał się za Płytę Czyngis-Chana. Po przełojeniu drogi wodza,nastąpiła zmiana ról,jednak uchodząca moc i kolejna fala deszczu uniemożliwiła mi skuteczne zawędkowanie tej ciekawej drogi,tak,że tylko parokrotnie się do niej przystawiłem (zaliczyłem ją w poczet tzw. porachunków :P).Po raz kolejny załamanie pogody zmusiło nas do odwrotu,lecz wracaliśmy do domów z przeświadczeniem o konieczności powrotu w celu dalszych podbojów i uczuciem zadowolenia z wykonanych wspinów. P.S. Relacja niniejsza pozbawiona jest zdjęć z racji 2-osobowego składu wyprawy,niemniej treść winna w pewnym stopniu to zrekompensować :D